Wolny rynek a poziom artykułów dziennikarskich.

752

Jeżeli mam wydać gazetę, napisać artykuł i zarobić pieniądze to przykładam się do tego lepiej lub gorzej. Zarobić, czyli sprzedać w jak największej liczbie egzemplarzy i mieć maksymalnie dużo ogłoszeniodawców. Problem dla właściciela jest, gdy tytułów na rynku jest kilka, kilkanaście. Trzeba się mocno napracować, aby osiągnąć sukces. Gdy jednak jest się tak faktycznie prawie jedynym na rynku (nie licząc cotygodniowej czterostronicowej wkładki do regionalnego dziennika), to gazeta sama się sprzedaje a ogłoszeniodawcy sami się garną. I nie można mieć pretensji (prawie) do zespołu dziennikarskiego i wydawcy, że w ostatecznym rozrachunku wychodzi to co wychodzi. Raczej dziwię się konkurencji, że nie widzi potencjału naszego rynku. Uważam, że w Tomaszowie jest miejsce na 2-3 tygodniki. I to z pożytkiem dla wszystkich.

Pewnie rodzi się pytanie: „Co mnie nagle naszło, żeby rozwodzić się nad tym problemem”. Ano, styl artykułów o tematyce politycznej. I nie chodzi mi o „pyskówki” na linii gazeta-prezydent. To już zaszło tak daleko, że żadna ze stron nie odpuści i będzie sobie wytykać mniej lub bardziej „wydumane” kłamstwa i błędy. Szkoda!, ale jak mówi stare powiedzenie: „Nie moje kury, nie mój biznes”. Problem jest w pozostałych artykułach o działaniach lokalnego samorządu, czy osób związanych z miejscowym życiem społeczno-politycznym. Przykład z ostatniego wydania. Dziennikarce ktoś doniósł (bo sama na to nie wpadła, z prostej przyczyny – nie była na sesji) o tym, że dwoje radnych (już nie ważne z której strony sceny politycznej) głosuje wbrew interesom swoich wyborców. Jak zachowałaby się ta dziennikarka, gdyby miała na plecach oddech konkurencji? Po pierwsze sprawdziłaby, czy tak faktycznie było, po drugie zapytałaby tych radnych, czy tak głosowali i dlaczego! Być może wypłynęły jakieś istotne fakty powodujące zmianę decyzji lub budzące wątpliwości u tych radnych. Tyle!. Dziennikarska informacja, rzetelnie przygotowana i podana czytelnikowi. A wyborca oceni i sam wyciągnie wnioski. Zwłaszcza, że w tytule jest słowo „informacyjny” a nie „polityczny” Czyż nie tak pani Agnieszko? Chyba, że przestajemy być dziennikarzem a zaczynamy być felietonistą, komentatorem a jeszcze gorzej sędzią. Ale powiedzmy to czytelnikom wyraźnie. „Drodzy Państwo, od dzisiejszego wydania gazety jestem obserwatorem i komentatorem sceny politycznej w Tomaszowie Maz. i moje opinie są tylko moimi opiniami, z cała tego konsekwencją”. Dlaczego? Ano dlatego, że jeżeli napiszę zwykłe kłamstwa lub pomówienia, to nie obciążam tym moich kolegów z redakcji i wydawcy. Otóż informuję panią, pani redaktor Łuczak, że skłamała pani w swoim artykule „Głosują jak chcą”. Radny Sokołowski glosował za salą i boiskiem na Ludwikowie. Wiem, bo sam Go „opitoliłem” po głosowaniu, że głosując „za”, tak faktycznie powoduje, że sala w najbliższym czasie na Ludwikowie nie powstanie (szczegóły w Referacie Inwestycji UM). Ferowanie wyroków zaś w przypadku radnej Chojnackiej, bez dania możliwości wypowiedzenia się przez nią w tej sprawie jest po prostu chamskie i niegodziwe.

Nie wiem na ile dotrze do świadomości pani redaktor ten fakt. Raczej szybciej spodziewam się, że na liście „mocno podpadniętych” u pani redaktor pojawi się jeszcze jedno nazwisko. Nie omieszkam poinformować czytelników, która strona „dziennikarskiej szkoły” pani Łuczak zwyciężyła. Mam nadzieję-ta lepsza.