„Całe szczęście” seans z cyklu Kultura Dostępna 18.07.2019

686

Co począć z filmami takimi jak „Całe szczęście”? Widzowie swoje, krytycy swoje. Recenzenci kręcą nosem, wytykają rozmaite wady, ale to w końcu i tak widownia decyduje o sukcesie lub porażce. To ona wystawia ostateczne noty decydując, czy tytuł wyprodukowany jako przebój, będzie wart zachodu. W przypadku „Całego szczęścia” oddała głos „na tak”.

Nowy film Tomasza Koneckiego, reżysera który niegdyś w duecie z Andrzejem Saramonowiczem rewolucjonizował polską komedię romantyczną hitami takimi jak „Ciało” czy „Testosteron”, wydaje się konwencjonalny i bezpieczny. Oto schemat sprawdzający się zawsze. Ona i on, prawie wszystko ich dzieli, w efekcie całkiem sporo łączy. To właśnie miłość? Nawet obsada jest typowa i przewidywalna. I na nic zdają się pretensje niektórych widzów na to, że w polskich komediach romantycznych zawsze grają ci sami aktorzy. W „Całym szczęściu” zagrali również. Roma Gąsiorowska jest w filmie kimś w rodzaju Ewy Chodakowskiej – gwiazdą fitnessu, trenerką wszystkich Polek, zarabiającą na tym krocie, z kolei Piotr Adamczyk, również w swoim stylu gra trochę romantyka, trochę fajtłapę. Jest młodym wdowcem, członkiem orkiestry filharmonicznej. Poza tym w obsadzie m.in. Joanna Liszowska, Tomasz Sapryk, Marieta Żukowska, Jacek Borusiński, piosenkarka Margaret. Znani, lubiani, reklamowo atrakcyjni. W tle pojawiają się zaś rozmaite wypełniacze tła w rodzaju zagranicznych podróży Marty, efektownie fotografowanych polskich lasów i jezior, a w warstwie narracyjnej prace Roberta nad zniszczonym kutrem i jego rozmowy z synem.

I właśnie ów rezolutny synek Filip, zagrany przez elokwentnego dzieciaka, Maksymiliana Balcerowskiego, nieoczekiwanie staje się największą aktorską rewelacją „Całego szczęścia” i najciekawszym pomysłem twórców. Zadaje ojcu niewygodne pytania, szuka odpowiedzi, ujmuje błyskotliwością skojarzeń na które stać chyba tylko jego rówieśników. Filip wybija się z konwencji, w której tkwi po uszy sam film. Kto jednak lubi atrakcyjne plenery, atrakcyjnych aktorów, i historię, która zamknie się dokładnie tak, jak oczekujemy – czyli nie przyniesie rozczarowania, powinien być zadowolony. „Całe szczęście” to na szczęście tylko kino rozrywkowe. I nikt nie udaje, że jest czymś innym.

Łukasz Maciejewski