„Ułaskawienie” seans z cyklu Kultura Dostępna 22.08.2019

837

Wydaje się że jesteśmy „u siebie”. U Kolskiego, czyli u siebie. W świecie, który dzięki jego filmom stał się przed laty również naszym wspólnym domem. Popielawy, Jańcioland – czyli mityczna, romantyczna, polska i wyśniona wieś znana z wielu filmów Jana Jakuba Kolskiego, wieś w której rodzi się kino i rodzą zmysły, mistycy mają pogańskie żądze, a sen staje się jawą. To już znamy, to już widzieliśmy, i poniekąd w „Ułaskawieniu” oglądamy ponownie. Poniekąd. Tak, to jest słowo klucz. Bo przecież niby jest tak samo, ale zupełnie inaczej.

Tym razem Kolski opowiada o ile to możliwe jeszcze bardziej od siebie. Jest Jankiem, małym chłopcem z Łodzi, którego wychowywali dziadkowie z Popielaw. Do babci, zwłaszcza do niej, ma stosunek wręcz bałwochwalczy. Zawdzięcza jej siłę, świadomość, poczucie przyzwoitości i odwagę mówienia rzeczy niepopularnych. To właśnie o dziadkach opowiada w najnowszy filmie. 

Rodzinne tajemnice, rodzinne dramaty, dobro i zło. Jan Jakub Kolski odtwarza podróż dziadków która tak naprawdę nigdy się nie wydarzyła, cała reszta jest jednak prawdą. Bolesną, metaliczną prawdą – „szkłem bolesnym obrazem dni” z wiersza Baczyńskiego.

Jest 1946 rok, tuż po wojnie, babcia z dziadkiem, Hanna Szewczyk (Grażyna Błęcka Kolska) i Jakub Szewczyk (wspaniały powrót na duży ekran Jana Jankowskiego), jako wówczas stosunkowo jeszcze młodzi ludzie, przemierzają kilkaset kilometrów z trumną i martwym ciałem ich syna. Ów syn, wujek Kolskiego, Wacław Szewczyk należał do AK, działał w podziemiu antykomunistycznym, zginął z rąk dawnego przyjaciela, przekabaconego przez UB. Dziecko umarło, straszny dramat, ale dziecku nie pozwalają leżeć w spokoju, w ciszy, rodzicom nie pozwalają na modlitwę nad grobem. Trumna jest bowiem ciągle bezczeszczona, rozkopywana, „wróg systemu komunistycznego” nie może zasnąć w spokoju. Stąd decyzja zgarbionych dramatem  ludzi o ostatecznej wyprawie. Uciekają z Popielaw, idą przez dyszącą jeszcze wojną, nienawiścią i rozpaczą Polskę, żeby pochować dziecko w, jak słyszmy, „bezpiecznej ziemi”. Chociaż to mu się należy, chociaż tyle mogą dla syna jeszcze zrobić.

Hanna i Jakub idą przez Polskę, on ma wyrzuty sumienia, ponieważ w zasadzie doprowadził mordercę do miejsca w której ukrywał się syn, nie wiedział przecież że były żołnierz AK jest UB’kiem, ona – z pochyloną głową, z zaciśniętymi z bólu i z apatii ustami, nie szuka usprawiedliwień i autousprawiedliwień. Idzie, ponieważ czuje, że powinna. Idzie, ponieważ nie potrafi stać. Stać i przyglądać się jak martwemu dziecku wciąż robi się krzywdę.

Hanna idzie, a razem z nią podąża i pogrążą się świat wartości, którym hołdowała, pojawiają się i znikają ludzie i zwierzęta, sprawy wielkiej wagi i zupełnie błahe. Czas się rozmazuje, bo chociaż pojawiają się kolejne dni, kolejne noce, zdarzenia i wspomnienia, zostaje jedynie cel ostateczny. Jak sąd. Dziecku należy się pochówek. Dziecko, syn, musi zasnąć, skoro i tak nie może się obudzić. I do snu powinni ułożyć go rodzice. Za wszelką cenę, nade wszystko za cenę rozpaczy.

Grażyna Błęcka Kolska zagrała w „Ułaskawieniu” rolę życia. Kreację (nagrodzoną m.in. na festiwalach w Gdyni i w Zielonej Górze), która przejdzie do historii. Hanna przeżywa wszystko z nadświadomością, ale świadome aktorstwo Kolskiej nie nadużywa żadnych efektów. Ta rola to cisza, osowiałe spojrzenie, rzadko jakby od niechcenia rzucone słowo – a niemal każde z tych słów ma znaczenie. Słowa Hanny przypominają, że istnieją sprawy ważniejsze niż codzienność. Człowieczeństwo, humanizm, poświęcenie. Dzięki filmowi Jana Jakuba Kolskiego, dzięki kreacji Grażyny Błęckiej Kolskiej, znowu udało się te prawdy usłyszeć. To wielka łaska. Ułaskawienie.

Łukasz Maciejewski