„Ikar. Legenda Mietka Kosza” seans z cyklu Kultura Dostępna

736

Mietek (Dawid Ogrodnik) jako dziecko traci wzrok. Jego matka (Jowita Budnik), oddaje go pod opiekę sióstr zakonnych w Laskach. W ośrodku dla niewidomych chłopiec odkrywa, że muzyka może stać się dla niego sposobem, by na nowo widzieć i opowiadać świat. Mietek zostaje świetnym pianistą klasycznym. Jednak, gdy odkrywa jazz – ma już tylko jeden cel: zostać najlepszym pianistą jazzowym w Polsce. Odnosi coraz większe sukcesy, nie tylko w kraju, ale i na świecie. Wygrywa prestiżowy Montreux Jazz Festival. W jego życiu niespodziewanie pojawia się charyzmatyczna wokalistka Zuza (Justyna Wasilewska). To spotkanie zmieni jego życie.

Seans z polskimi napisami.

Legenda Mietka Kosza – głosi podtytuł filmu Macieja Pieprzycy. No dobrze, ale kim był Mietek Kosz? Podtytuł filmu „Ikar” jest w pewnym sensie mylący, ponieważ niemal nikt z widzów, jak sądzę, nigdy o Mietku Koszu wcześniej nie słyszał, jest jednak również prawdziwy, ponieważ kino jest właśnie po to, żeby przypominać, przywoływać z niepamięci wyjątkowe postaci, na status legendy zasługujące.

Dawid Ogrodnik, który przed laty w innym filmie Macieja Pieprzycy, „Chce się żyć”, stworzył przełomową rolę w swojej karierze, w „Ikarze” (nagroda za pierwszoplanową rolę męską na festiwalu w Gdyni), ponownie mierzy z nieszablonową postacią bohatera odrębnego, innego, mierzącego się z niepełnosprawnością. Mietek w niczym nie przypomina jednak Mateusza z „Chce się żyć”. Pieprzyca opowiada tym razem historię podsuniętą mu niegdyś przez Piotra Adamczyka (w „Ikarze” Adamczyk gra rolę pianisty Bogdana Danowicza): biografię niewidomego jazzmana, urodzonego w biedzie na Zamojszczyźnie, któremu w dużym stopniu dzięki zaskakującym zbiegom okoliczności, udało się nie tylko wyrwać z rodzinnego domu, ale i zrobić spektakularną karierę w środowisku jazzowym. Gwiazda Mietka Kosza zajaśniała na krótko, zmarł w 1973 roku w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach (był to być może nieszczęśliwy wypadek, być może samobójstwo), mimo to w kręgach muzyków jazzowych nazwisko Kosza jest dzisiaj postacią legendarną.

„Ikar” ma klasyczną strukturę. W retrospekcjach oglądamy sceny z wioski na Zamojszczyźnie, błyskawiczną karierę Mietka, jest kłopoty osobowościowe – trudny charakter, niestabilność uczuciową, nadużywanie alkoholu, wielką samotność.

Nowy film Pieprzycy, autora wielu wspaniałych, wielokrotnie nagradzanych filmów i seriali – poza wspomnianym „Chce się żyć”, także np. „Jestem mordercą”, „Drzazg”, „Barbórki” czy serialu „Król” – podobnie jak wszystkie dotychczasowe dzieła reżysera, jest idealnym kinem środka. Filmem dla każdego. Wzruszającym, ale nie przesłodzonym; tradycyjnym w najlepszym tego słowa znaczeniu. Kino tętni muzyką, a jazzowych trawestacji, czy właściwie przepisania dzieł Kosza na nowo, dokonał fenomenalnie Leszek Możdżer, grający również w „Ikarze” rolę pianisty. Na drugim planie oglądamy, parafrazując Tyrmanda, „życie towarzyskie i uczuciowe” środowiska jazzowego w Polsce lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Kostiumy, stroje, wnętrza, ale także wewnętrzne konflikty, namiętności, hochsztaplerkę i egoizm. I na tym tle wybrzmiewa mocno opowieść o Ikarze, o Koszu. Zasłużył na swoją legendę.

Łukasz Maciejewski