O tym, jak Jaga Hafner wpadła na dzień do Tomaszowa

708
Podczas dwudniowego pobytu w Wiedniu, gdzie odbierałem Złotą Sowę Jupitera, otoczony jej opieką, siłą rzeczy musiałem ulec jej niezaprzeczalnemu urokowi.

– Przyjedziesz do Tomaszowa? – zapytałem na pożegnanie. – Przyjadę – obiecała.

Po powrocie przyjaciele postanowili zorganizować mi coś w rodzaju benefisu. Ta wspaniała impreza minęła pod znakiem Polonijnych Oskarów i pobytu w Wiedniu. Wiele mówiłem o Klubie Inteligencji Polskiej, „Jupiterze”, prezentowałem statuetkę i zdjęcia z wiedeńskiej imprezy. W kuluarach Antek Malewski, mój przyjaciel, pomocnik i współorganizator spotkań z tomaszowską publicznością podrzucił pomysł, bym po benefisie nie spoczywał na laurach, tylko wykorzystał popularność w mieście i zaplanował imprezy z moimi nietuzinkowymi przyjaciółmi. Tak powstała idea serii spotkań pod hasłem „Gość Edka Wójciaka” w Galerii Arkady. Zaczął się młyn organizacyjny, telefony, maile, ustalania terminów. Już 14 marca przyjechał do nas Jacek Bieleński, artysta z Łodzi, duch pubu Łódź Kaliska, poeta, aktor i muzyk. Sukces przerósł najśmielsze oczekiwania.

Na 13 maja zaplanowaliśmy spotkanie z Jagą Hafner. Umówiliśmy się, że odbiorę ją z dworca Warszawa Centralna o godzinie 16: 40. Pojechałem. Dokładnie o wyznaczonej porze otrzymałem telefon od mojej przyjaciółki Basi Goździk, właścicielki najstarszej księgarni w mieście, przynoszący mi niesamowitą nowinę: dzwoniła do niej Jaga Hafner z…Katowic. Osłupiałem. Okazało się, że mój szanowny gość spóźnił się na pociąg z Wiednia do Warszawy, ale nie zrezygnował z wyprawy. Jaga złapała okazję do Katowic, a już na „gierkówce”, przez uchylone okienko w kabinie tira, załatwiła przesiadkę do vana zdążającego w kierunku Tomaszowa Mazowieckiego. Cała Jaga. W ten oto sposób zamiast w Warszawie spotkaliśmy się w Zawadzie koło Tomaszowa, gdzie odebrałem gościa z rąk pana Tadzika, właściciela vana, na godzinę przed spotkaniem. W porządku, oboje byliśmy uradowani, a ja byłem na dodatek uratowany, gdyż już zaczynałem się obawiać o losy spotkania.

W Galerii Arkady czekał na nas komplet publiczności. Znakomicie zorganizowane spotkanie otworzyła Basia Goździk. Wywołała trójkę młodych muzyków z tomaszowskiej Średniej Szkoły Muzycznej, którzy podarowali Jadze Hafner trzy przecudnie wykonane utwory klasyków, które miały być i były „muzycznym bukietem kwiatów” na powitanie znakomitego gościa. A potem razem z Basią wzięliśmy Jagę w krzyżowy ogień pytań. W każdym razie taki mieliśmy zamiar, bo wkrótce okazało się, że Jaga radzi sobie doskonale sama. Jej spokój, opanowanie, łatwość w nawiązywaniu kontaktów z salą, bezpretensjonalność, skromność i umiejętność lekkiego prowadzenia spotkania, zyskał sympatię publiczności. Wystarczy powiedzieć, że trzymała ją w krzesłach przez bite dwie godziny, że chociaż zakończyliśmy już spotkanie, nie był to jego koniec. Zachwyceni moim gościem tomaszowianie oblegali nas jeszcze trzy godziny z okładem. Trzeba było połączyć stoły, zamówić napoje, siąść blisko siebie i dyskutować. O czym rozmawialiśmy? Powstały ad hoc mikroklub drążył i rozwijał problemy poruszone przedtem przez Jagę Hafner z estrady: emigracja, Polonia, jej działalność w Wiedniu, sprawy najszerzej pojmowanej kultury, kwestie osobistych wynurzeń w tle, twórczość, czytanie wierszy. Zgromadzeni ostro dyskutowali.

Nie koniec na tym. Następna faza , kontynuacja spotkania niejako, odbyła się w sąsiadującej z Galerią Księgarni Basi Goździk. Tam dotarła tylko wąska grupka osób. Przy lampce wina ponawiązywały się nowe przyjaźnie. Cudowna ta noc zakończyła się o trzeciej nad ranem w moim tomaszowskim domu przy ulicy Fabrycznej. Spaliśmy bardzo szybko, gdyż już o szóstej wsiadaliśmy do samochodu mojego przyjaciela z Wrocławia, pułkownika w stanie spoczynku, Jurka Derenia, który zawiózł nas do Warszawy.

Był piękny wiosenny dzień, w sam raz na załatwianie spraw, które nas tam zawiodły. Odwiedziliśmy redakcję Tygodnika Polityka, gdzie byliśmy gośćmi Pani Dyrektor Pionu Wydawniczego, Anity Brzostowskiej. Długa rozmowa przyniosła zadziwiająco pozytywne efekty, owocujące planami nowych wspólnych wyzwań, jakie Jaga zaplanowała wspólnie z Polityką, a dodam, że zamierzam podążać ich śladami po powrocie do Kanady. Po lunchu w stołówce Ministerstwa Kultury odwiedziliśmy Wspólnotę Polską, gdzie miłym dla nas wydarzeniem było poznanie nowego Dyrektora tej instytucji w trakcie przejmowania gospodarstwa. Marszałek Maciej Płażyński otrzymał ode mnie książki z dedykacją, a od nas obojga – szczere życzenia powodzenia na nowym miejscu pracy.

Mrożona kawa z lodami w kawiarni „Komisariat” dodała nam sił. Mogliśmy spokojnie spacerkiem udać się do Pałacu Kultury, by być świadkami ostatnich przygotowań do Międzynarodowych Targów Książki. Przy okazji odebraliśmy akredytacje prasowe. Ten miły, śliczny, majowy dzień, zakończyliśmy leniuchowaniem na ławeczce przed hotelem Marriot. A potem każde z nas udało się w swoją stronę.

Podsumowując: niezwykłe było to spotkanie z Jadwigą Hafner. Wypada mi tylko serdecznie podziękować za przyjemność obcowania z nią, a czynię to również w imieniu wszystkich uczestników tej wyjątkowej uczty duchowej.

PS

Już 30-go maja o godzinie 18:00 w Restauracji LITERACKA, kolejnym gościem cyklu spotkań „Gość Edka Wójciaka” będzie Ania Rutkowski, właścicielka biura detektywistycznego „Rutkowski” w Wiedniu (była żona byłego detektywa Krzysztofa Rutkowskiego). Dlaczego nie w Galerii Arkady? O to już należy zapytać właściciela obiektu, pana Mariusza Sobańskiego. Ja nie potrafię do dziś zrozumieć, w czym przeszkadzały mu moje cieszące się wielką popularnością i znakomitą frekwencją spotkania z arcyciekawymi ludźmi, podane przeze mnie jako „gotowy produkt” bez ponoszenia najmniejszych kosztów przez Galerię, za to przynoszące wymierne zyski ze sprzedaży w barze. Poza tym robię te spotkania nie dla siebie, nie dla lokalu, w którym się odbywają, tylko dla mieszkańców naszego Miasta. Jakaś pomyłka.