Seans z cyklu „Kultura Dostępna” zatytułowany „Twarz”

535

„Twarz” Małgorzaty Szumowskiej to dla recenzenta bardzo ciekawy przypadek filmu, który wzbudza wyłącznie skrajne opinie, przy czym kompletnie inaczej odbierany jest poza Polską,  a inaczej w naszym kraju. Dla bystrego socjologa kultury, przykład recepcji „Twarzy” mógłby stać się ciekawym materiałem na błyskotliwą pracę naukową.

Proporcje są bowiem zaskakująco różne. To co na świecie przyjmowane jest jako pamflet, satyrę i komedię, u nas ogląda się na serio, z powagą, bez cienia dystansu. Rzecz znamienna, jeżeli o Polsce krytycznie, albo bardzo krytycznie opowiada od lat Wojciech Smarzowski, wszystko jest w porządku, przeglądamy się w jego lustrze jak w krzywym zwierciadle, jeżeli robi to Szumowska – wywołuje to święte oburzenie i burzliwą krytyczną debatę na samym szczycie. Nie wydaje mi się, żeby chodziło o płeć reżyserki, chociaż przypuszczalnie to również ma znaczenie. Na pewno czymś, co może drażnić jest forma „Twarzy”.

Inaczej niż wspomniany Smarzowski, ale także Bugajski czy Gliński, Szumowską nie interesuje linearne opowiadanie historii. Wychodzi ze słusznego założenia, że czas na takie narracje skończył się dawno temu. I jeżeli reżyser z Polski marzy dzisiaj o tym, żeby stać się częścią filmowego świata na równych prawach, nie może, a przynajmniej nie powinien bazować na narzędziach języka filmowego sprzed kilku dekad. Bo to już od dawna passé. A Małgorzata Szumowska nie chce być passé, chce być modna. I o modę również tutaj chodzi.

Szumowska kręci film za filmem, ale nie wypracowała sobie jeszcze, i pewnie nie wypracuje oryginalnego autorskiego języka. Myślę że ją to wcale nie interesuje. Nie jest ani Hasem, ani Zanussim. Spośród największych twórców polskiego kina, chyba najbliżej jej do Wajdy, z jego nieposkromionym apetytem dotykania wszystkiego, próbowania różnych stylów i gatunków.

W „Twarzy”, której pełnoprawnym współautorem jest Michał Englert, autor wybitnych, integralnych dla historii ale również innowacyjnych (zmiękczenia i wyostrzenia kadrów) zdjęć do filmu, oraz współautor scenariusza, testuje wytrzymałość widza na ostrą satyrę, pamflet o polskiej obyczajowości. Nie wiejskiej, nie małomiasteczkowej, ale właśnie polskiej en block.

Opowieść o młodym mężczyźnie (świetny Mateusz Kościukiewicz), outsiderze i freaku, który metaforycznie i dosłownie traci tytułową twarz, żeby zyskać inną, twarz obcego, nie ma typowo polskiego zabarwienia pełnego litości i empatii. Nie o taką tonację chodziło reżyserce. Autorka „Sponsoringu” nie jest i nie chce być sentymentalna i egzaltowana.

Nie ma jednak w jej filmie również pogardy czy irytacji, które wypominają Szumowskiej krytycy. W „Twarzy” walczy o zrozumienie sytuujące się poza prostą matrycą dobra i zła. Zrozumienia dla czegoś i kogoś, kto wymyka się obiegówkom, paragrafom i wyższym instancjom. Zobaczcie, jak to jest. Jak to wygląda. Zobaczcie i spróbujcie to przyjąć.

Łukasz Maciejewski