„Serwantka” autorstwa Moniki M Sawickiej

718

A to przecież sprawia przyjemność i pewnie po to się czyta takie powieści, by być bujanym i kołysanym w ulubionej tonacji. Powieść Moniki Sawickiej nie zawodzi i pewnie perfekcyjnie trafia w oczekiwania czytelniczek. Puenta powieści prawdziwa i zawsze godna propagowania: "Najistotniejsze chyba, by żyć w zgodzie z sobą, żyć tak jak się chce, czerpiąc jak najwięcej przyjemności, radości i nie wyrządzając przy tym krzywdy innym". Znacie? Znamy! To posłuchajcie… I słuchamy, bo się wcześniej dobrze bawimy." – (Leszek Bugajski)

Julia była zakonnicą. Mniszką Kamedułką. Spędziła osiem lat w pobernardyńskim klasztorze w Złoczewie. Jak wyczytałam w Internecie, kamedułki kładą szczególny nacisk na samotność i milczenie.
„Milczenie bez rozmyślania to jak pogrzebanie żywego; rozmyślanie bez milczenia jest nieskuteczne, jak budzenie umarłego; ale rozmyślanie duchowo złączone z milczeniem daje duszy wielki pożytek i prowadzi do doskonałej kontemplacji”.
Powiedziała mi to gdy stałyśmy w kolejce po bilety. A następnie wsunęła mi rękę w spódnicę, z tyłu, tam gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę.
Opowiedziała mi także, o tym, jak dostała zaproszenie do programu „ Rozmowy w toku”, ale odmówiła udziału. Miało być o zakonnicach, które zrzuciły habit.
Julia, jak przystało na szarmanckiego mężczyznę, odwiozła mnie do domu . Mniej więcej, po godzinę, dostałam od niej wiadomość. O dziwo miałam pole. Zasięg .Krótki esemesik: „Kochanie- Sprawdź pocztę.”
Odpisałam: „sprawdzę, jak mnie tylko uwolnią. Siedzę w windzie i udaję, że nie mam klaustrofobii.” W domu otworzyłam Outlooka i zamarłam.: dostałam list miłosny. Że niby ją rozgrzałam i oczarowałam i takie tam. Rozgrzałam? Czym?
Ze strachu dostałam gęsiej skórki i dreszczy. W dodatku spociłam się, jak mysz. Zaczęłam się jąkać, kiedy otoczyła mnie ramieniem.
Z tego przerażenia przyssałam się do słomki i wypiłam pół litra coca coli jednym duszkiem, dostając natychmiast po odessaniu się, czkawki. Siorbałam, gdy kończyła się cola w kubku.
Czkałam przez całe reklamy, czyli jakieś piętnaście minut.
Sosem musztardowo- pomidorowym z hot-doga poplamiłam Julii sukienkę .Trysnęłam na nią z siłą wodospadu Niagara. .Robiąc unik, Julia lekko zatoczyła się na niosącego górę popcornu faceta, facet zatoczył się na dziewczynę z kubłem coca coli, dziewczyna zatoczyła się na ścianę, a ściana nie zatoczyła się wprawdzie nigdzie, ale za to pokryła się plamami z krwi z nosa Juli pomieszanej z coca colą, a na nas spadł śnieg z popcornu. Szefowa, gdy już ją bileter zdjął ze ściany wciąż powtarzała, że nic jej nie jest.
A kiedy przed blokiem upadły mi klucze, ona schyliła się, by je podnieść. Obie się schyliłyśmy, jednocześnie. I walnęłam jej z bańki. Julia ponownie zalała się krwią z nosa ,który zajmował jej już ponad pół twarzy rosnąc w oczach, ale ona wciąż powtarzała, że nic jej nie jest. Kiedy zatamowałyśmy krwotok, wcale nie taki duży, pożegnałyśmy się. I myślałam, że nic mnie gorszego spotkać już tego dnia nie może. Pomyliłam się. Zatrzasnęłam się w windzie. Uwolnił mnie cieć go godzinie. Czym zatem ją oczarowałam?
I co ja mam robić? Rozwieść się albo nie rozwieść? Oto jest pytanie. Już teraz rozumiem Hamleta. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym mniej wiem. Julia jest zdeklarowaną , aktywną lesbijką i moją szefową. Faceci mnie nie interesują, nawet ci z wielkimi ptakami. Jestem kobietą bez orgazmów, ale za to z wadą w budowie, prawdopodobnie nie posiadam łechtaczki, a nawet jeśli , to nie w tym miejscu co należy. Powinnam poddać się operacji przesunięcia wspomnianej łechtaczki.. Jestem biznes woman, której ktoś podciął skrzydła.
Frida Kahlo, gdy amputowano jej palce u stóp, napisała: „ Po cóż mi stopy, skoro mam skrzydła?” Nie jestem matką, żoną ani kochanką. Mąż mnie rzucił dla tirówki, szefowa na mnie leci, pomimo, że w ciągu godziny mogła zginąć przeze mnie cztery razy.
Jestem kobietą w średnim wieku, która sama nie wie, czego chce .A co gorsza, nie wie, czego nie chce.