
Autor: Muzeum im. Antoniego hr. Ostrowskiego
Dzień ledwo wstał nad Tomaszowem, gdy do uszu mieszkańców dotarł złowrogi hut silników samolotów Luftwaffe. Do położonego nieco ponad 100 km od granicy miasta nie dotarły jeszcze wiadomości o zaatakowaniu bezbronnego Wielunia i bohaterskiej obronie Westerplatte. Około godz. 5.30 spadły pierwsze bomby na ulicę Wieczność (dzisiejszą ul. Słowackiego).
W wyniku nalotu całkowicie zniszczony został dom czynszowy przy ul. Wieczność 22 (dziś róg ul. Słowackiego i Zgorzelickiej, w tym miejscu znajduje się apteka). Zawalił się jednak nie tylko dom – bezpowrotnie zawaliło się życie mieszkającej w nim rodziny. Pod gruzami śmierć poniosły trzy osoby: Antonina Pacholska i jej mąż Józef oraz ich syn Leonard, który – zmobilizowany tuż przed wybuchem wojny – nie zdążył już dotrzeć do jednostki wojskowej. Żona Leonarda, Zofia Pacholska została ciężko ranna. Brakowało najmłodszego członka rodziny – trzyletniego Henryka, syna Zofii i Leonarda…
Kilka godzin później osoby przeszukujące gruzowisko usłyszały płacz dziecka dobiegający z leżącego wśród resztek domu tapczanu. Przerażony Henio ukrył się w nim, gdy zaczęło się bombardowanie. To uratowało mu życie.
Po kilku tygodniach spędzonych w szpitalu przy ul. św. Antoniego Zofia odzyskała przytomność. Dowiedziała się, że straciła męża i teściów, a także cały dobytek. Na szczęście nie straciła ukochanego syna. Po wojnie wyszła ponownie za mąż. Do końca życia nosiła w sobie odłamki niemieckiej bomby.
W czasie bombardowania Tomaszowa Mazowieckiego – jednego z pierwszych bombardowań na terenie Polski – 1 września 1939 r. około godziny 5.30 zginęli mieszkańcy domu przy ul. Wieczność 22 (dziś ul. Słowackiego):
Antonina Pacholska (ur. 16 czerwca 1872 r.) i jej mąż Józef Pacholski (ur. 1880 r.) oraz ich syn Leonard Pacholski (ur. 11 listopada 1909 r.).
Żona Leonarda, Zofia Pacholska (ur. 1913 r.) została ciężko ranna. Po wojnie wyszła ponownie za mąż. Do końca życia nosiła w sobie odłamki niemieckiej bomby. Zmarła w wieku 76 lat 22 maja 1989 r., nosiła wówczas nazwisko Zofia Stefańczyk.
Najmłodszy członek rodziny – trzyletni Henryk (ur. 16 lipca 1936 r.), cudem ocalony – uratował się schowany w tapczanie – zmarł 9 sierpnia 2015 r.
Wspomnienia Zofii Stefańczyk (z domu Wolska, I voto Pacholska), która przeżyła nalot Luftwaffe 1 września 1939 r. opracował jej wnuk Radosław Pająk – nauczyciel historii w Szkole Podstawowej nr 1 w Tomaszowie Mazowieckim:
„Rankiem 1 września 1939 roku mój mąż Leonard miał stawić się w jednostce wojskowej w Tomaszowie Mazowieckim na mobilizację wojenną. Kiedy dzień powoli budził się do życia wyszłam przed dom, który znajdował się przy ulicy Wieczność 22 (obecnie róg ulic Słowackiego i Zgorzelickiej) i w tym momencie usłyszałam przeraźliwy odgłos nadlatujących niemieckich samolotów. [il. 10] Przed godziną szóstą rano nasza ulica i mój dom zostały zbombardowane, a ja byłam w samym środku tych wydarzeń. Po jakimś czasie, z relacji mojej siostry Antoniny oraz mojego szwagra Stefana, który był jedynym bratem Leonarda, dowiedziałam się, co się wydarzyło. W wyniku bombardowania zginął mój 30-letni mąż oraz jego rodzice – Antonina i Józef, z którymi od pewnego czasu mieszkaliśmy i którzy pomagali nam w opiece nad naszym trzyletnim synkiem Heńkiem.
Przez kilka miesięcy leżałam w tomaszowskim szpitalu przy ulicy Św. Antoniego, gdzie dużą opieką otoczył mnie doktor [Alfred] Augspach. Mówił do swoich pracowników „musimy uratować życie tej kobiety, bo ma małe dziecko”. Odłamki z bombardowania na długie lata zostały ze mną i często dawały się we znaki. Do szpitala trafiłam nieprzytomna, przewieziona drewnianym wozem rozwożącym chleb. Na gruzowisko po wybuchu zbiegli się okoliczni mieszkańcy, przyjechała policja i zabezpieczano miejsce naszej tragedii. Ciała zabitych przewieziono do miejskiej kostnicy, ja trafiłam nieprzytomna do szpitala, a moja siostra zaczęła dopytywać, gdzie jest dziecko. Kiedy zaczęto przeszukiwać teren, nasz Henio został odnaleziony, zasypany popiołem, mocno wystraszony, ale cały i zdrowy. Schronienie znalazł pod tzw. kozetką, która okazała się bezpiecznym, ratującym życie miejscem. Kiedy po kilku dniach odzyskałam przytomność zobaczyłam przez szpitalne okno, że wywożone są trzy trumny i od razu pojawiła się przeraźliwa myśl, że są w nich ciała moich najbliższych. Niebawem odwiedził mnie brat męża, który początkowo przekonywał mnie, że wszyscy żyją i leżą w innych salach. Prosiłam go o prawdę, nawet najbardziej bolesną. Wtedy zaczął płakać i powiedział mi, co się stało wczesnym rankiem 1 września. Jedynym pocieszeniem i motywacją do walki o zdrowie było to, że mój synek przeżył, ciągle pytał o mnie i czekał na mój powrót do domu. Tym domem było mieszkanie mojej siostry przy ulicy Smugowej, która przez kilka miesięcy opiekowała się Heńkiem i po wyjściu ze szpitala u niej zamieszkałam. Długo jeszcze chodziłam o kulach i bardzo powoli wracałam do sił. Trauma i przeżycia, których doświadczyłam na bardzo długie lata pozostały ze mną i przez wiele lat nie dzieliłam się swoimi wspomnieniami, bo ciągle były zbyt trudne”.
Wspomniany wyżej dr Alfred Augspach (1879-1955) był dyrektorem Szpitala Miejskiego. Podczas gdy mordercy w niemieckich mundurach bombardowali bezbronne polskie miasta, ten Polak z wyboru – ewangelik o niemieckich korzeniach – robił wszystko by ratować Polaków. Ten szlachetny człowiek cieszył się powszechnym uznaniem i szacunkiem tomaszowian tak przed, jak w trakcie i po II wojnie światowej.
Rodzina Pacholskich to nie jedyne ofiary pierwszego dnia wojny w Tomaszowie. Jak ustalił Marian Fronczkowski:
„W gruzach fabryki przy Piekarskiej 16/18 zginął Stanisław Salomon Fajner, właściciel wytwórni listew i ram. Drugi nalot miał miejsce tego samego dnia, pomiędzy godziną 17.00 a 18.00, tym razem bomby spadły na Tomaszowską Fabrykę Sztucznego Jedwabiu (TFSJ). W wyniku nalotu zginęły cztery osoby pracujące przy budowie schronu przeciwlotniczego (w tym Czesław Buchner i Władysław Zwoliński). Rannych zostało 16 robotników (w tym 7 ciężko). Ciężko ranny Walenty Jędrzejczyk zmarł z odniesionych ran. Na szczęście nie wybuchły wszystkie bomby zrzucone na fabrykę. Jedna z bomb trafiła w budynek masarni przy zbiegu ul. Młynarskiej i Drewnianej. Właściciel tej masarni Wacław Pawłowski i Józefa Barańska żona miejscowego fryzjera, zginęli na miejscu. Następnego dnia miał miejsce kolejne bombardowanie zakładu. Uszkodzeniu uległ budynek biurowy stojący przy ul. Spalskiej. Rannych zostało 9 osób.
Jak wynika z powyższego, wybuch wojny dla mieszkańców Tomaszowa stał się oczywisty zanim Polskie Radio o godzinie 8.00 nadało komunikat: dziś o świcie Niemcy rozpoczęli działania wojenne”. (M. Fronczkowski, Tomaszów Mazowiecki we wrześniu 1939 roku, Tomaszów Mazowiecki 2024, publikacja elektroniczna).
Jak podają akta zgonu parafii św. Antoniego, Władysław Zwoliński (robotnik, lat 18) zmarł 1 września o godz. 22, Wacław Pawłowski (rzeźnik, lat 42) – 1 września o godz. 19, Józefa Barańska (przy mężu, lat 62) 1 września o godz. 16, Czesław Buchner (fryzjer, lat 18) 1 września o godz. 16, Walenty Jędrzejczyk (robotnik, lat 64, zm. 2 września 1939 o godz. 24). We wszystkich aktach podano, że zgon nastąpił w szpitalu miejskim. Można się domyślać, że ciała zabitych w bombardowaniach przewieziono do szpitala w celu identyfikacji; tam też w kolejnych godzinach zmarli ciężko ranni.
We wspomnianych aktach spotykamy też informacje o zgonie innych osób. Byli to: Jan Tarnowski (robotnik, lat 18, zm. 1 września 1939 o godz. 16); Aleksander Rybak (robotnik, lat 36, zm. 1 września 1939 o godz. 20); Janina Kamińska (robotnica, lat 33, zm. 2 września 1939 o godz. 6). Młody wiek zmarłych i czas zgonu pozwala przypuszczać, że oni także padli ofiarą niemieckich bombardowań w pierwszym dniu wojny.
dr Daniel Warzocha
kustosz działu historyczno-numizmatycznego