Pomimo, że obie drużyny dzieli różnica klas, od początku spotkania goście chcieli pokazać, że nie przyjechali do Bełchatowa na pożarcie. Jeżeli ktoś spodziewał się, że mistrzowie Polski rozniosą częstochowian to zapewne w pierwszym secie przeżył spore rozczarowanie. Bełchatowianie długo utrzymywali kilkupunktową przewagę, ale tuż po drugiej przerwie niespodziewanie dali się dogonić. Goście zwietrzyli szansę i grali coraz pewniej, a po chwili wyszli nawet na prowadzenie 19:17. Wyraźnie zaskoczeni tym faktem mistrzowie Polski szybko chcieli odrobić te straty. Świetnie spisywał się Mariusz Wlazły, który był nieomylny w ataku, a poza tym potrafił też zablokować rywali. Goście jednak nie odpuszczali i końcówka pierwszej partii była bardzo zacięta. Emocje w tym secie zakończył atomową zagrywką Nicolas Marechal. Częstochowianie mogli czuć spory niedosyt, bo prezentowali się naprawdę dobrze.
W trzeciej odsłonie tego meczu obraz gry nie uległ zmianie. Akademicy w dalszym ciągu sprawiali miejscowym mnóstwo problemów, a na drugiej przerwie technicznej prowadzili 16:13. To był najgorszy moment bełchatowian w tym meczu. Praktycznie nic im nie wychodziło, zwłaszcza gra w ataku. Przez długie minuty zawodnicy Miguela Falaski nie potrafili zdobyć punktu. W pewnym momencie ta przewaga wzrosła już do pięciu punktów i wtedy… obudzili się gospodarze, a zwłaszcza Srećko Lisinac, który wcześniej nie spisywał się najlepiej. Znów błyszczał też Mariusz Wlazły. To wystarczyło, aby pokonać przyjezdnych. Bełchatowianie nie zagrali wybitnego spotkania, ale najważniejsze, że zainkasowali kolejne trzy punkty i są coraz bliżej pierwszego miejsca fazy zasadniczej PlusLigi.
PGE Skra Bełchatów – AZS Częstochowa 3:0 (25:23, 25:23, 25:23)
PGE Skra: Uriarte, Włodarczyk, Wrona, Wlazły, Marechal, Lisinac, Piechocki (libero) oraz Brdjović, Conte.
AZS: De Amo, Samica, Udrys, Janeczek, Szymura, Marcyniak, Stańczak (libero) oraz Buczek, Napiórkowski.