Operacja bez precedensu. Przenosiny wojennej

724
Potężny, ważący ponad 12 ton fragment betonowego schronu został umieszczony w  głębokim wykopie na terenie skansenowej,  unikatowej w Polsce  ekspozycji fortyfikacyjnej.
 
Ta historia rozpoczęła się latem 1944 roku, kiedy wobec wzmożonych nalotów alianckich i w obliczu spodziewanej ofensywy Armii Czerwonej znad Wisły władze niemieckie podjęły decyzję o zbudowaniu pod centralnym placem Tomaszowa podziemnego schronu przeciwlotniczego. Miał on służyć wyłącznie ludności niemieckiej, zamieszkującej w tym czasie całe centrum  miasta. Dwa oddzielne 30-metrowe odcinki tych schronów miały pomieścić jednorazowo około 400 osób.
 
Była to konstrukcja typowa dla końcowego okresu wojny – tzw. szczelina przeciwlotnicza typu krytego (niem. Luftschutz Deckungsgraben ausf. zig-zack), złożona z elementów prefabrykowanych. Cechowała ją prostota i możliwość szybkiego montażu. Zastosowany wyjątkowo w Tomaszowie zygzakowaty, a nie prosty – jak gdzie indziej –  przebieg  tych schronów pozwalał lepiej zabezpieczyć chroniących się w nim ludzi przed falą uderzeniową i odłamkami po wybuchach bomb i pocisków artyleryjskich.
 
Z relacji świadków wynika, że budowę schronów w  centrum Tomaszowa prowadziła organizacja Todt (niem. Organisation Todt, OT), powołana do budowy obiektów wojskowych. Przy budowie tomaszowskich „szczelin” korzystała m.in. z  przymusowej pracy mieszkańców miasta i okolic.  Składane elementy szczelin prefabrykowano w betoniarni przy obecnej ulicy Legionów. Masywne łączniki prefabrykowanych odcinków „szczelin” wylewano z betonu do szalunków w wykopach bezpośrednio na miejscu budowy schronów.  Podczas walk o Tomaszów w  styczniu 1945 roku obydwie szczeliny nie spełniły swojej roli.  Tomaszów uchronił się przed  większym bombardowaniem i nawałą artyleryjską ze strony radzieckiej.
 
Wkrótce jednak, bowiem już na początku maja 1945 roku, znaleziono dla poniemieckich „szczelin” nową, niecodzienną funkcję. Nad nimi, z rozkazu dowódcy I Frontu Białoruskiego – marszałka Georgija Żukowa wzniesiono rozległy kompleks memorialny ku czci poległych żołnierzy Armii Czerwonej. Obejmował  on cmentarz 219 oficerów i żołnierzy poległych w walkach o Tomaszów i w najbliższej okolicy, okalający centralny  obelisk o wysokości 16 m. Obydwa końce memoriału zamykały fontanny, a całość upiększały zieleńce z symbolami Armii Czerwonej uformowanymi z ozdobnych krzewów.  Uroczyste odsłonięcie memoriału nastąpiło 16 września 1945 roku.
 
Po upływie czterech lat, w wyniku starań cywilnych władz Tomaszowa, dokonano przeniesienia cmentarza żołnierzy Armii Czerwonej z centrum miasta na tutejszy cmentarz prawosławny przy ul. Smutnej, gdzie urządzono osobną kwaterę żołnierzy radzieckich. Przeprowadzone wtedy prace objęły ekshumację zwłok i przeniesienie nagrobków. Z oficjalnych dokumentów wynika, że ekshumacja objęła wszystkich 219 czerwonoarmistów, pochowanych w 1945 roku na Placu Kościuszki.
 
W 1990 roku, na fali przemian ustrojowych władze miasta podjęły decyzję o zburzeniu górującego nad Placem Kościuszki obelisku, popularnie nazywanego przez tomaszowian „gwiazdą”.  Prace, którym towarzyszyły perturbacje spowodowane wyjątkową masywnością żelbetowej konstrukcji, trwały do następnego roku. Dwie fontanny, pozostałe  jeszcze po pierwotnym radzieckim memoriale, zostały rozebrane w 2013 roku w związku z podjętą rok wcześniej szeroko zakrojoną rewitalizacją Placu Kościuszki.
 
Podczas prac rewitalizacyjnych w połowie października 2013 roku tuż powierzchnią centralnej części placu natknięto się  na żelbetowe konstrukcje nie uwzględnione w projekcie  inwestycji. Po dokonaniu sondażowych wykopów stwierdzono, że są to schrony przeciwlotnicze zbudowane przez Niemców w czasie II w.św.  Stały się one przeszkodą w budowie fontann zaprojektowanych w tym miejscu. Władze miasta, w porozumieniu z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków, podjęły decyzję o  zinwentaryzowaniu i  rozmontowaniu  znalezionych dwóch odcinków schronu celem przetransportowania wszystkich elementów do Skansenu Rzeki Pilicy. Uzgodniono, że posłużą one tutaj do ewentualnej,  choćby częściowej rekonstrukcji poniemieckiego schronu – niezwykłego   świadka wojennej historii Tomaszowa.
 
Operację demontażu i przetransportowania pierwszej z tych „szczelin”  przeprowadzono na przełomie stycznia i lutego 2014 roku.  Nie nastręczała ona większych problemów, gdyż  ten odcinek zachował się w dobrym stanie i od wielu lat był całkowicie opróżniony.  Inaczej stało się w przypadku drugiego odcinka, którego demontaż zaczął się w 10 lutego ub. roku. Tego samego dnia zaraz po odkopaniu wejścia do „szczeliny” natrafiono na ludzkie szczątki zasypane piachem. Prace wstrzymano, by przystąpić do wymaganej procedury ekshumacyjnej.
 
Rozpoczęcie ekshumacji w dniu 21 marca przyniosło wielką niespodziankę; okazało się, że w tym odcinku schronu pochowano znacznie więcej zwłok. Cały, prawie 30-metrowy schron poniemiecki został wykorzystany na swoiste katakumby. W wyniku prowadzonych przez archeologów do 3 kwietnia ub. roku prac ekshumacyjnych wydobyto łącznie z tego odcinka szczątki 53 ludzi. Znajdowane przy nich przedmioty (m.in. odznaki, guziki, fragmenty odzieży i wyposażenia) wskazywały na to, że  pochowano tutaj oficerów i żołnierzy Armii Czerwonej, poległych w styczniu 1945 roku.
 
Ekshumowane szczątki zostały uroczyście pochowane na tomaszowskim cmentarzu żołnierzy Armii Czerwonej w  czerwcu ubiegłego roku. Do tej pory jednak nie udało się wyjaśnić okoliczności wykorzystania w 1945 roku poniemieckiej „szczeliny” na pochówek poległych czerwonoarmistów  i przyczyn pozostawienia tutaj 53 spośród nich  podczas ekshumacji w 1949 roku.

Sobotnia operacja w Skansenie Rzeki Pilicy miała na celu umieszczenie jednego ze wspomnianych wcześniej betonowych łączników w uprzednio przygotowanym wykopie. Właśnie  ten fragment schronu, stanowiący jego środkową część, został odkryty jako pierwszy podczas ubiegłorocznych prac na Placu Kościuszki. I to od tego łącznika skansen rozpoczął rekonstruowanie tak niezwykłej budowli, które śmiało można nazwać bezprecedensowym wydarzeniem  w naszym kraju. Wynika to z ogromnego ciężaru łącznika, przekraczającego 12 ton, jak i z faktu, iż budowniczowie tego schronu nigdy nie przewidywali jakichkolwiek jego przenosin!

Pomimo tego ulokowanie betonowego kolosa w głębokim wykopie przebiegło pomyślnie. Główną rolę w akcji odegrał potężny dźwig, udostępniony skansenowi gratisowo (jak zawsze) przez właściciela tomaszowskiej firmy „Usługi dźwigowe Franciszek Żyłka”.  Wyjątkowymi umiejętnościami wykazał się operator dźwigu – Radosław Rybak. Wyrazy wdzięczności  należą się także Marii Chilińskiej – prezesowi Zarządu Zakładu Gospodarki Wodno-Kanalizacyjnej – Spółka z o.o. w Tomaszowie Maz. za cenną, bezinteresowną pomoc we wcześniejszym przygotowaniu miejsca sobotniej operacji.

Planowana przez Skansen w najbliższych miesiącach kontynuacja rekonstrukcji „wędrującego” schronu przewiduje montowanie korytarzy odchodzących od już wkopanego łącznika. Posłużą do tego wspomniane wcześniej prefabrykaty. Być może, po odpowiednim wzmocnieniu konstrukcyjnym i spełnieniu wszystkich wymogów bezpieczeństwa,  pewien odcinek schronu można byłoby udostępnić zwiedzającym.