Przyzwyczailiśmy się do tego, że w naszym stałym repertuarze kinowym każdego miesiąca obok propozycji autorskich, kina w mniejszym lub większym stopniu poszerzającego horyzonty, pojawiają się również propozycje z założenia komercyjne, to znaczy takie, od których już w momencie wstępnego konceptu nie wymaga się zbyt wiele. Najczęściej mają rozśmieszać, niekiedy także powinny wzruszać, a jeżeli się to uda, a dodatkowo dobra reklama przyciągnie do kin co najmniej kilkaset tysięcy widzów, producenci mogą myśleć o sukcesie i …rozpoczynać przygotowania kolejnej produkcji tego typu.
„Serce nie sługa” nie wyłamuje się z żelaznego i jak widać sprawdzonego zapisu, ale tylko do pewnego stopnia. Dlaczego? Niby znowu wszystko zgadza się idealnie. Oto mamy bardzo typowych dla polskiej komedii romantycznej bohaterów. On jest playboyem, ma wdzięk i poczucie humoru, ona – samotną przyjaciółką z problemami, wewnętrznymi konfliktami. Mieszkają razem, oboje mają też wspólne plany, nazwijmy je, rodzicielskie. Do tego momentu wszystko przebiega mniej więcej tak, jak wymagałaby tego reguła, ale oto pojawia się przewrotka stylistyczna, której oczywiście nie zdradzę, ale która w wielu widzach rodzi konfuzję i pytanie: „Dlaczego ja tak reaguję podczas oglądana komedii romantycznej?”. Czy to było założone, czy ktoś przy pisaniu scenariusza trochę pomylił sobie gatunki?
Nie mnie przesądzać jak było naprawdę, na pewno natomiast warto obejrzeć ten film, chociażby dla pary głównych protagonistów. Paweł Domagała, który w przeciągu kilku ostatnich lat z dobrze zapowiadającego się aktora (we wdzięcznej pamięci mam jego świetne kreacje z Teatru Dramatycznego) zamienił się w prawdziwego idola piosenki pop-rockowej, oraz Roma Gąsiorowska, jedna z najciekawszych osobowości polskiego aktorstwa, tworzą w „Sercu nie słudze” duet, który lubi się od pierwszej minuty, na który chce się patrzyć z podziwem i z sympatią, i któremu szczerze się kibicuje. Ten aktorski duet jest największym atutem filmu.
Na drugim planie pojawiają się między innymi Borys Szyc, Tomasz Sapryk, Piotr Głowacki, Magdalena Różdżka, Patrycja Kazadi a nawet trenerka fitness Ewa Chodakowska. W myśl kolejnej sprawdzonej zasady, że im więcej gwiazd na plakacie, tym lepiej produkt filmowy uda się sprzedać. Gwiazdy (przynajmniej większość), robią co mogą, a sam film był w kinach umiarkowanym hitem, więc być może zasada się sprawdziła. „Serce nie sługa” to kino do śmiechu i do płaczu, chociaż wielkich filmowych fajerwerków tym razem raczej bym się nie spodziewał.
Łukasz Maciejewski