’Greenland’ w kinach od 25 września!

541

Gerard Butler: Bohater niekonwencjonalnej akcji

Grał żądnego krwi hrabiego Draculę i romantycznego Upiora z paryskiej opery, lecz stał się też przez lata jednym z następców gwiazdorów kina akcji lat 80. Od 25 września w polskich kinach kolejny efektowny spektakl z udziałem Gerarda Butlera – „Greenland”.

Jeśli wziąć Dwayne’a Johnsona za kontynuatora komediowo-przygodowego wizerunku Arnolda Schwarzeneggera, a szybkiego i wściekłego Vina Diesela zaduchowego spadkobiercę Sylvestra Stallone’a, Gerarda Butlera należy uznać zagodnego następcę Bruce’a Willisa. Obaj zaczynali od innego repertuaru, a gwiazdami kina akcji zostali przypadkiem, opierając się nie tyle na sile mięśni, ile na ekranowej charyzmie i uroku „chłopaka z sąsiedztwa”. Prawdą jest, że przełomem dla Butlera był w kinie akcji nasączony testosteronem spektakl „300” Zacka Snydera, a tam aktor wyglądał po tygodniach ostrego reżimu treningowego jak grecka rzeźba. Prawdą jest również, że Butler zawsze zwracał uwagę na fizyczność postaci: do roli policjanta-twardziela w „Skoku stulecia” Christiana Gudegasta przybrał prawie piętnaście kilo masy mięśniowej, a w „Wysokiej fali” Curtisa Hansonawcielił się w surfera i trenował tak intensywnie, że nieomal przepłacił to życiem, gdy jedna z fal uwięziła go na minutę pod wodą. Jednak fizyczność była za każdym razem dla Butlera zaledwie środkiem do zrozumienia ludzi, których odtwarzał przed kamerami.

Gerard Butler nie pretendował za młodu do miana bohatera kina akcji. Wychował się bez ojca w typowej szkockiej rodzinie robotniczej, wiedząc, że jeśli chce coś osiągnąć w życiu, musi starać się bardziej niż inni. Podjął studia prawnicze w Glasgow i szło mu nieźle, lecz gdy przyszło co do czego, nie udało mu się ukończyć stażu w prestiżowej kancelarii w Edynburgu. I postanowił spróbować swych sił w aktorstwie. Po przeprowadzce do Londynu Butler imał się różnych zajęć i zadebiutował niewielką rolą u boku Judi Dench w „Jej wysokości Pani Brown” Johna Maddena. W międzyczasie spędził rok w USA, jeżdżąc po amerykańskich bezdrożach i alkoholizując się na kalifornijskich plażach, a później zdarzało mu się wyruszyć z kumplami na ekstremalne przygody. W trakcie jednej rozbili namiot na islandzkim lodowcu i obserwowali piękno północnej zorzy polarnej. Nietrudno się więc dziwić, że mając takie doświadczenia wypisane na swej twarzy i w szorstkim, acz melodyjnym głosie, Butler zaczął bardzo szybko dostawać coraz ciekawsze role.

Dzięki „Draculi 2000” Patricka Lussiera i walce ze smokami we „Władcach ognia” Roba Bowmana o Butlerze usłyszał cały świat. Już wtedy zaczął romansować z kinem akcji, choćby w „Lara Croft Tomb Raider: Kolebce życia” Jana De Bonta i „Linii czasu” Richarda Donnera, jednak rozwijał się w różnych kierunkach, dowodem występ w skromnym „Frankie’em” Shony Auerbach. Później każde męskie kino w rodzaju „300” popierał komedią romantyczną („Dorwać byłą” Andy’ego Tennanta z Jennifer Aniston, „Trener bardzo osobisty” Gabriele Muccino z Jessicą Biel) lub szedł pod prąd oczekiwaniom widzów (występ u boku Hilary Swank w wyciskaczu łez „P.S. Kocham cię” Richarda LaGravanese’a szekspirowski „Koriolan” Ralpha Fiennesa). Był brany pod uwagę do roli Jamesa Bonda, a lata później, gdy miał już własną firmę producencką, obsadził siebie w roli agenta specjalnego Mike’a Banninga w popularnej trylogii akcji „Olimp w ogniu”/”Londyn w ogniu”/”Świat w ogniu”. Grywał też coraz częściej zwyczajnych herosów: w „Prawie zemsty” F. Gary’ego Graya, „Kaznodziei z karabinem” Marca Forstera, „Oceanie ognia” Donovana Marsha.

Gdy rozpoczął amerykański etap kariery, Butler odłożył na bok alkohol, znajdując odtrutkę w pracoholizmie, z którego stał się znany wśród reżyserów i producentów. Jak również z miłości do spędzania czasu na łonie natury i motocyklowych wyprawach w nieznane (przejechał Himalaje i znaczną część amerykańskiego Południa). Bo mimo że szkocki aktor jest najbardziej znany z ról twardzieli, w głębi serca jest romantykiem. W zeszłym roku Butler skończył pięćdziesiąt lat, ale wzorem Liama Neesona, Keanu Reevesa i Tom Cruise’a nie tylko nie odpuścił kina akcji, ale tylko podkręcił tempo, stawiając jednocześnie jeszcze bardziej na pogłębienie psychologiczne oraz moralną ambiwalencję postaci. Rezultatem „Greenland” Rica Romana Waugha, efektowne kino katastroficzne wzorowane na klasykach gatunku z lat 70., w którym zagrał Johna Garrity’ego, błyskotliwego inżyniera próbującego uchronić swą rodzinę przed zmierzającą w kierunki Ziemi kometą. Garrity nie jest efekciarskim herosem chętnie ratującym świat, lecz facetem ze słabościami, mężem i ojcem, który w trakcie filmu zdaje sobie sprawę z własnych ograniczeń, i zaczyna rozumieć, że najważniejsze w życiu nie są mięśnie, lecz miłość bliskich. Niby banał, ale jakże ważny – a w wykonaniu doświadczonego życiowo Butlera nabiera jeszcze mocniejszego wydźwięku.

Warto zobaczyć to na dużym ekranie. „Greenland” w wybranych kinach od 25 września.