Czwartki w kinach Helios zarezerwowane są dla najlepszych polskich produkcji. Przepis na udane filmowe popołudnie jest wyjątkowo prosty: wystarczy zarezerwować sobie czas, przygotować 10 zł na bilet i odwiedzić kino Helios! W lipcu na ekranach zaprezentowane zostaną aż cztery wyjątkowe filmy.
7 lipca filmowa machina czasu przeniesie widzów do lat 90. na jedno z wrocławskich osiedli, aby przyjrzeć się bliżej życiu pewnej rodziny. „Powrót do tamtych dni” przypomina czasy Pewexu i Baltony, paczek z USA i marzeń rodem z MTV. Jednak wszystko to miało swoją cenę, którą poznają główni bohaterowie filmu. Wartościowe kino z doskonałymi kreacjami Macieja Stuhra i Weroniki Książkiewicz.
Tydzień póżniej widzowie znajdą się w samym środku gangsterskich porachunków za sprawą filmu „Krime Story. Love Story”. Historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, opisana w książce rapera Marcina „Kaliego” Gutkowskiego, jest jak współczesna ekranizacja „Romea i Julii”. Miasto gniewu, a w nim dzielnica, w której nikt nie ma lekko… Doborowa obsada i muzyka to mocne atuty tego filmu.
21 lipca wstrząsająca historia Sławomira Sikory, która wydarzyła się w Warszawie. „Mój dług” to dramat człowieka prześladowanego przez bezwględnego bandytę, którego doprowadzony do ostateczności morduje. Skazany na 25 lat więzienia, pozbawiony nadziei na sprawiedliwość, odizolowany od tych, których kocha, musi znaleźć w sobie siłę, by przeżyć i pozostać sobą…
28 lipca widzowie zobaczą „Marzec ‘68” – porywającą opowieść o trudnej miłości dwojga młodych ludzi – Marty i Janka na tle burzliwych marcowych wydarzeń. To czas protestów studentów wywołanych zakazem wystawiania „Dziadów” w styczniu 1968 roku i przemówienia Gomułki w marcu, które przesądziło o represjach, masowej emigracji i wydaleniach obywateli pochodzenia żydowskiego z PRL.
Seanse w ramach Kultury Dostępnej wyświetlane są w każdy czwartek o godzinie 13:00 oraz 18:00. Projekt jest częścią programu realizowanego przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, którego operatorem jest NCK. Szczegółowe informacje dostępne są pod adresem: www.kulturadostepna.pl oraz www.helios.pl/kultura_dostepna.
Alkohol i kino. Ten temat, czy akceptujemy to, czy nie, jest fotogeniczny. Alkohol, wszelkie rodzaje alkoholu, od najmocniejszych po łagodne, są stałym elementem filmowych narracji. Najczęściej pełnią rolę towarzyszącą, rzadziej główną. A chociaż nawet w polskim kinie zdarzały się filmy o alkoholizmie, uzależnieniu, które śmiało można nazwać wybitnymi, jak „Pętla”, pełnometrażowy debiut Wojciecha Jerzego Hasa, „Wesele” Wojciecha Smarzowskiego czy „Tylko strach” w reżyserii Barbary Sass, to temat picia, upijania się, z reguły stanowił peryferyjne rozdziały głównych wątków filmowego opowiadania, rozdziały utwierdzające w przekonaniu, że hasła w rodzaju „pijany jak Polak”, nie straciły niczego na aktualności. Piszę o tym dlatego, ponieważ „Powrót do tamtych dni” Konrada Aksinowicza jest w tym kontekście pełną niespodzianką. W taki sposób, w takim stylu, i z podobnym rezultatem, problemu alkoholizmu nie pokazał u nas jeszcze nikt.
Reżyser nie ukrywa, że „Powrót do tamtych dni” był jego własnym, prywatnym powrotem „do tamtych dni”, do dzieciństwa. Bolesnego, tragicznego, wspaniałego. No właśnie, wspaniałego również. Teodor Koziar, aktor dziecięcy, z unikatową wrażliwością wciela się w porte parole Aksinowicza, i to z jego perspektywy oglądamy wykrzywiony świat, który przy wszystkich wynaturzeniach, przy całym okrucieństwie, był również piękny. Bo tak widzi je dziecko, tak dziecko chce postrzegać własną sytuację, niezależnie od okoliczności.
Maciej Stuhr w bodaj najdojrzalszej, najlepszej roli filmowej – a, jak wiemy, dorobek ma gigantyczny – buduje portret człowieka, którego ze wszystkich sił staramy się lubić. A kiedy nie udaje się ani jemu, ani nam, robi się po prostu smutno. Kibicujemy ojcu chłopca do samego końca, trzymamy kciuki, bo był przecież taki fajny, taki miły, rozbrajający. Wszystko zostało przepite.
Aksinowicz trafnie rejestruje degrengoladę bohatera przez pryzmat świata, który nie zauważa tego upadku. To świat zdrobnień, dzieciństwa, blokowiska, hitów z lat dziewięćdziesiątych, popowej ikonografii tamtego okresu, tutaj idealnie współgrającej z przesłaniem filmu. Im więcej kolorów dookoła, im więcej starań o kolor, tym robi się smutniej, tym tonacja filmu z komediowej, ostro zbacza w kierunku tragikomicznej, żeby domknąć się w końcu w kantacie o przegranej.
Młody reżyser, Konrad Aksinowicz, podzielił się z nami kawałkiem własnych wspomnień. Nie ma w tym wyznaniu taniego ekshibicjonizmu, jest tęsknota za tatą i żal za tatą, i miłość, i złość. Jest poruszające wyznanie: „Tato, miało być inaczej, mogło być inaczej, byłeś za fajny, żeby żyć tak niefajnie”. Tato, tęsknię. Tato, jestem.
Łukasz Maciejewski