Akcja filmu „1800 gramów” rozgrywa się w Krakowie, w okresie przedświątecznym. Bohaterką filmu jest Ewa (Magdalena Rożczka) – dyrektorka interwencyjnego ośrodka preadopcyjnego, która szuka nowych rodziców dla porzuconych dzieci. Ewa jest wulkanem energii i postrachem miejskich urzędników. Nie ma dla niej rzeczy niemożliwych, potrafi wyważyć każde drzwi i nagiąć każdy przepis dla dobra dzieci ze swojego ośrodka.
Zaraz przed Bożym Narodzeniem w jej życiu pojawia się niezwykła dziewczynka – Nutka, niemowlę porzucone przez matkę. By znaleźć dla niej rodzinę adopcyjną jeszcze przed świętami, Ewa gotowa jest zrobić wszystko, nawet poświęcić siebie, swoją karierę i szansę na miłość…Czy ratując jeden mały świat Ewie uda się uratować również siebie?
Magia świąt. Wierzę, że większość z nas dobrze zna to uczucie. Ponad merkantylną dekoracją, rozświetlonymi galeriami handlowymi, dobrze znaną melodią prezentowanych już od listopada okołobożonarodzeniowych szlagierów, jest przecież coś duchowego, intymnego: tęsknota za spotkaniem, za rozmową, za głębią. Choinka i prezenty wcale nie są potrzebne dla zaspokojenia krótkofalowych potrzeb, myślę że w tym święcie o wiele ważniejsze jest spotkanie człowieka z człowiekiem, matki i dziecka, dziadka i wnuka. Spotkanie ponad podziałami. Jak w pięknej polskiej współczesnej kolędzie: „Choć tyle żalu w nas, i gniew uśpiony trwa, przekażmy sobie znak pokoju, przekażmy sobie znak”.
Kino stara się z różnymi rezultatami oddać fotogeniczną wyjątkowość świąt Bożego Narodzenia – ze śniegiem (o który zresztą coraz trudniej), choinkami, bombkami i grzanym winem. To cieszy wzrok, jest łatwe, oswojone, bezpieczne. Takie obrazki są także często rozpaczliwą ucieczką od rzeczywistości, filmowym eskapizmem. Kino, sztuka filmowa – również w popularnym wydaniu, to często substytuty realnego życia, albo prezentacja tego życia w uwzniośleniu, w photoshopie. Patrzymy zatem na cudowne kolory, piękniejszy świat, wiedząc dobrze, że nasza wigilia, nasz sylwester w realu nie będzie aż tak kolorowy, być może w ogóle go nie będzie…
Filmowe pokrzepienie dawały nam najlepsze filmy o świętach – „Kevin sam w domu”, „Holiday”, „Cud na 34 ulicy”, „Ekspres Polarny” czy mój ukochany świąteczny film „To właśnie miłość”. Podobny cel przyświecał bestsellerowej rodzimej serii „Listy do M.”, oraz najnowszej produkcji tego rodzaju „1800 gramów”.
O ten film walczyła od lat Magdalena Różdżka, jedna z najpopularniejszych i najsympatyczniejszych gwiazd telewizyjnych, jedna z pamiętnych „Lejdis” z kultowego komediodramatu z 2008 roku, od lat angażująca się w działalność charytatywną, przede wszystkim w pomoc ośrodkom adopcyjnym.
I właśnie ten temat, poważny jak na bożonarodzeniową komedię, temat adopcji dzieci, wydaje się wiodący w „1800 gramach”. Zamierzenie szlachetne, a chociaż nie udało się pewnie tym razem przeprowadzić go z sukcesem do końca, w filmie Marcina Głowackiego („Mój biegun”), poza udziałem niemal wszystkich aktorów kojarzących się u nas z komediami romantycznymi, poza atmosferą świąt, udało się zadać kilka ważnych, trudnych pytań – o przyszłość dzieci, o niewinność skazaną przez los na przegraną, o odpowiedzialność dorosłych itd. Być może po seansie, już na własną rękę, poszukamy również odpowiedzi…
Łukasz Maciejewski