Co jeszcze? Nie ma żadnego racjonalnego powodu, żeby wychodzić za mąż.
Will, narzeczony Lily, jest błyskotliwym przystojnym archeologiem. Lily jest pyskata, impulsywna, chętnie wypija drinka (albo pięć) i absolutnie nie potrafi dochować wierności jednemu mężczyźnie. Lubi Willa, ale czy go kocha? Will kocha Lily, ale czy naprawdę ją zna? Zbliża się termin ślubu, a noce – i poranki, i popołudnia – które Lily spędza na piciu, zabawie i podejmowaniu wątpliwych decyzji, coraz dobitniej dowodzą, że najszczęśliwszy dzień jej życia może się okazać największym błędem, jaki dotąd popełniła.
Nie śmiałam się tak bardzo i tak serdecznie, czytając książkę, od czasu lektury „Dzienników Bridget Jones". „Biorę sobie ciebie…" jest powieścią niezwykle inteligentną, niewiarygodnie śmieszną, seksowną i pomysłową. Mówiąc krótko, od lat żadna lektura nie sprawiła mi takiej przyjemności.
Ha ha ha ha ha ha! „Biorę sobie ciebie…" jest najzabawniejszą powieścią, jaką czytałem w tym roku!
Gary Shteyngart, autor „Supersmutnej i prawdziwej historii miłosnej" z listy bestsellerów „New York Timesa"
„Biorę sobie ciebie…" jest w jednakowym stopniu powieścią mądrą i seksowną – bohaterka Elizy Kennedy to niezwykle zabawna kompanka, mimo że nie zawsze wie, z kim idzie do łóżka. Dowcipny i bezczelny styl Kennedy zdobędzie wasze serca, nim skończycie czytać pierwszą stronę.
Ta zabawna i ciepła powieść jest rzadkim przykładem lektury o miłości i małżeństwie, która nie przemyca ukradkiem ustalonego zestawu przestarzałych idei o tym, jak kobiety powinny odczuwać, myśleć i zachowywać się. Zamiast tego radośnie szaleje, będąc przy tym subtelnie rewolucyjną w kwestii zachowań seksualnych – a to nie jest łatwe, o czym może zaświadczyć każdy, kto próbował radośnie szaleć, równocześnie się buntując.
W tej zwariowanej opowieści, która przypomina szybki związek, najważniejszym pytaniem jest to, czy można równocześnie być rozwiązłym i zakochanym. Lily, pławiąc się w rządzącej w Key West atmosferze wolnej miłości, skłania się ku odpowiedzi twierdzącej. Powieść wywołuje ten sam skutek, co trzy krwawe Mary wypite na późne śniadanie: czytelnik jest rozgrzany, oszołomiony i gotowy posłuchać dzikiej strony swojej natury.
Eliza Kennedy studiowała na University of Iowa i Harvard Law School, gdzie była redaktorką Harvard Law Review. Po ukończeniu studiów pracowała przez kilka lat jako asystentka sędziego, później przez kilka lat praktykowała w prestiżowej kancelarii na Manhattanie. Mieszka w Nowym Jorku z mężem i synem. „Biorę sobie ciebie…" to jej pierwsza powieść.
Mamy z Willem loft na North Moore Street. Zanim się wprowadził pięć miesięcy temu, mieszkanie było skromnie umeblowane, chłodne i bez ozdób – Freddy lubi powtarzać, że całkiem jak moja dusza. Teraz jest przytulne i miłe, pełne starych mebli Willa i pięknych rzeczy, które przywozi z podróży. Musiał usłyszeć, że wytaczam się z windy, bo czeka przydrzwiach. W T-shircie i spodniach od piżamy, z włosami zmierzwionymi po prysznicu. Freddy ma rację – Will to prawdziwe ciacho.
– Skarbie! Czekałeś.
– Jeszcze nie – szepczę.
Nie zasługuję na niego. Wiem o tym.