Żelaźniak pod choinkę

720
Jego żywot dokonał się w lipcu tego roku w związku z budową nowego mostu kolejowego na tym samym miejscu. Stara konstrukcja trafiła jako złom na przetopienie do huty. Na szczęście tego losu uniknął wspomniany wcześniej fragment mostu, tworzący tzw. portal najazdowy od trony Tomaszowa. Został przekazany nieodpłatnie  pilickiemu skansenowi przez władze PKP Polskie Linie Kolejowe S.A.  

Już w lipcu br. tomaszowski skansen podjął usilne starania o zachowanie wspomnianej bramy mostowej do celów muzealnych. Przemawiały za tym szczególne walory historyczne  mostu, popularnie nazywanego przez tomaszowian „żelaźniakiem”. A miał on wyjątkowo bogate i burzliwe dzieje. Został zbudowany w1885 roku jako jeden z elementów powstającej wtedy  Kolei Iwanogrodzko-Dąbrowskiej, łączącej Dęblin z Dąbrową Górniczą poprzez Koluszki i Tomaszów.  W grudniu 1914 roku został zniszczony przez wycofujące się wojska rosyjskie. Po odbudowaniu przez Niemców został ponownie uruchomiony latem 1915 roku.
Największego jednak uszczerbku most ten doznał podczas II wojny światowej. Jedno z jego przęseł (od strony Tomaszowa) zostało zerwane przez polskich saperów w nocy z 6 na 7 września 1939 roku. Po dosyć szybkiej odbudowie służył on niemieckim okupantom  przez prawie pięć kolejnych lat. Rankiem 18 stycznia 1945 roku wycofujący się Niemcy wysadzili w powietrze fragment mostu od strony Białobrzegów. Niedługo potem tomaszowski „żeleźniak” został  przywrócony do ruchu, by przez następnych 70 lat służyć kolei i jej pasażerom. Zapisał się w ich wdzięcznej pamięci, również dzięki „występom” w serialu „Czterej pancerni i pies” w 1968 roku  i filmie „Pożegnanie jesieni” z 1990 roku.
    
O unikatowości tego mostu świadczyła także jego stalowa konstrukcja z elementów łączonych nitami. Nadal, zresztą, odkrywa ona swoje tajniki. Dzięki ostatnio przeprowadzonym przez skansen dociekaniom źródłowym udało się na przykład ustalić, że pierwotnie miał tu stanąć żelazny most o tradycyjnej konstrukcji kratownicowej tzw. systemu holenderskiego, charakteryzującej się prostymi pasami górnymi przęseł. Zespół młodych projektantów pod kierunkiem polskiego inżyniera Stefana Zielińskiego usilnie zabiegał w ówczesnym Ministerstwie Komunikacji o zastosowanie dla tomaszowskiego mostu nowatorskiego, półparabolicznego zwieńczenia przęseł. Do czasu rozstrzygnięcia tej kwestii przerzucono tutaj w 1885 roku prowizoryczny most drewniany, zaś żelazny most kolejowy z nowym rozwiązaniem stanął na Pilicy pod Tomaszowem w dwa lata później.
    
Tym bardziej należało zachować dla potomnych choć symboliczny fragment tomaszowskiego „żelaźniaka”. Stało się tak dzięki okazanej skansenowi życzliwości i pomocy ze strony inwestora budowy tomaszowskiego mostu, tj. Zakładu Linii Kolejowych PKP PLK S.A. w Skarżysku Kamiennej z głównym inżynierem obiektów inżynieryjnych – Grzegorzem Jasińskim i mistrzem budowy z ramienia jej wykonawcy, tj. Przedsiębiorstwa Napraw i Utrzymania Infrastruktury Kolejowej w Krakowie – Marianem Trzybicińskim. Za przeprowadzoną w miniony poniedziałek sprawną i co ważne – gratisową  operację transportową elementów mostu  należą się słowa uznania i podziękowania również  dla operatorów specjalnego zestawu niskopodwoziowego z krakowskiego PNUIK – Bartosza Janowskiego i Bolesława Derendala.  

Trzeba jeszcze włożyć sporo trudu, by odtworzyć z kilku przywiezionych elementów pierwotną konstrukcję mostowej bramy, a także odpowiednio ją wyeksponować. Po tych zabiegach mogłaby ona stać się istną „perełką” w niezwykłej i niespotykanej gdzie indziej w Polsce skansenowej kolekcji żelaznych mostów, łączących kiedyś brzegi Pilicy i Wolbórki. Dodajmy, że  aktualnie w skansenie można oglądać wystawę obrazującą niezwykłe dzieje tomaszowskiego „żelaźniaka”. Składają się na nią zarówno archiwalne ryciny i zdjęcia, jak też wydobyte spod niego wojenne pamiątki.