PIELGRZYMKA ZAUFANIA PRZEZ ZIEMIĘ – TAIZE – LIZBONA 2004/2005

947

Od lat jedną z najliczniejszych grup narodowych podczas
Europejskich Spotkań Młodych jest młodzież z Polski. Do Lizbony wyjechało około
6 tys. osób.  W lizbońskim spotkaniu uczestniczyło ponad 40 tys. młodych z całej
Europy. Wszystkim uczestnikom udało się znaleźć zakwaterowanie w rodzinach w 200
parafiach Lizbony i najbliższej okolicy.

Parafie, które gościły młodzież, zadbały o to, by
uczestnicy mieli okazję do dzielenia się doświadczeniem swojej wiary. Spotkania
odbywały się w kilkunastoosobowych grupach. Dwa razy dziennie wszyscy zbierali
się na terenach wystawowych w Lizbonie, które zostały przekształcone w miejsca
modlitwy. Dwa razy dziennie, w południe i wieczorem w wielkich halach
rozbrzmiewała prowadzona przez braci modlitwa. Towarzyszyło jej rozważanie brata
Rogera, stanowiące komentarz do fragmentu jego listu, przygotowywanego
specjalnie z okazji Europejskiego Spotkania Młodych. W tegorocznym, brat Roger
zapewniał młodych, że „wielu ludzi pragnie dziś przyszłości pełnej pokoju i
chce, by ludzkość była wolna od groźby przemocy. (…) Dlatego z całej duszy
starają się przygotować przyszłość pełną pokoju”. Młodzi z Polski, jak i z
innych krajów Europy, przygotowywali się do tego spotkania już od początku
października na wspólnych modlitwach, w parafiach organizujących wyjazd do
Lizbony.

Na ten wyjazd czekałam z
niecierpliwością, bardzo go przeżywałam. Tydzień przed podróżą byłam już gotowa,
w pełni spakowana. Nie mogłam się doczekać chwili odjazdu autokaru do nieznanego
mi kraju, gdzieś na końcu, a może na początku Europy?… I stało się… 26
grudnia 2004 o godz. 8.00 rozpoczęła się moja pielgrzymka. Przed wyjazdem
udaliśmy się na Mszę Świętą.

Podróż, która trwała 3 doby,
była bardzo urozmaicona, a zarazem mecząca. 8 – godzinny postój w Lionie we
Francji, nocleg na pograniczu Francji i Andory, 3 – godzinne zwiedzanie Lurd, no
i bardzo oczekiwany przez nas wjazd do Lizbony. Byliśmy tam 28 grudnia ok..
godz. 5.00 (czasu miejscowego), na przyjęcie musieliśmy poczekać około godziny.

Ja wraz z pięcioma innymi
osobami z autokaru poszłam do grupy pracy. Na hali, gdzie nas przyjęto,
musieliśmy wybrać jaką pracę chcielibyśmy wykonywać – zdecydowaliśmy się na
rozdawanie kolacji.

Tutaj wręczyli nam mapki
Lizbony, bilet na jedzenie, na metro i inne przejazdy komunikacji miejskiej, a
także śpiewnik i inne potrzebne rzeczy. Za to wszystko trzeba było uiścić
opłatę. Przydzielili nas do jednej parafii, powiedzieli jak do niej dojechać i
gdzie się udać po dalsze informacje. Po jakimś czasie dojechaliśmy na miejsce,
do punktu przyjęć. Była to wielka hala w szkole, gdzie nas ugościli.
Zaproponowali gorący prysznic, obiad, a nawet miejsce do przespania się.
Przydzielili nas do „grup dzielenia”, a także do rodzin. Tutaj dowiedzieliśmy
się, że Portugalczycy bardzo chcą gościć choć jednego Polaka w swoim domu.
Byliśmy tym bardzo zaskoczeni – pozytywnie i negatywnie, – bo przecież jak to? –
„ rozdzielą nas i nie będziemy razem z koleżankami i kolegami w domu?” Miałam
trochę szczęścia, ponieważ przydzielono mnie wraz z kolegą z autokaru –
klerykiem Michałem, do tej samej rodziny.

Okazało się, że rodzina
przyjedzie po nas tego samego dnia, ale dopiero o 22.00. Mając dużo czasu do
kolacji i do modlitwy, postanowiliśmy się przejść po okolicy i poszukać naszego
kościoła parafialnego, w którym odbywały się poranne modlitwy, i spotkania w
grupach dzielenia. Po jakimś czasie znaleźliśmy kościół, ale niestety był
zamknięty. Spotkaliśmy tutaj bardzo miłą starszą panią, która nie znała języka
angielskiego. Powiedzieliśmy jej, że jesteśmy z Taize, z Polski, a ona bez
wahania zaprowadziła nas, jak się później okazało, do szkoły skąd przyszliśmy.
Było to bardzo miłe, że chciała nam pomóc, choć się nie rozumieliśmy.
Codziennie, widzieliśmy ją w kościele, a ona nas, bardzo miło reagowała na nasz
widok, a my na jej, witaliśmy i żegnaliśmy się bardzo ciepło. Tego samego dnia,
po wieczornej modlitwie, przyjechaliśmy do szkoły, gdzie już czekała na nas
nasza rodzina; byliśmy bardzo zmęczeni. Przywitali nas tato i córka. Zawieźli do
domu. Córka – Sandra, jest skautką od 11 lat, mówi po angielsku, więc nie było
problemów z porozumiewaniem się, organizowała to spotkanie w parafii, więc była
na bieżąco, zaś tato nie znał języka angielskiego. W domu czekała na nas
sympatyczna mama Sandry, mała siostra i brat. Na powitanie ugościli nas pyszną
kolacją, po niej poszliśmy spać. Codziennie robili nam śniadanka i kolacje, od
czasu do czasu dawali soczek na drogę, ponieważ było bardzo ciepło.
Zaproponowali nam korzystanie nawet z pralki, Sandra użyczyła mi na ten czas
szuflady, abym mogła poukładać swoje rzeczy, które mogłyby się pognieść w
torbie. Dali nam także po dużym ręczniku. Ponieważ w Portugalii nie ma
grzejników i jest bardzo zimno w domach, mimo wysokiej temperatury na zewnątrz,
ogrzewali nam pokoje grzejnikami elektrycznymi. Naprawdę to wszystko było bardzo
miłe dla nas. Skorzystaliśmy nawet z internetu, co było dla nas zaskakujące.

Bardzo szybko mijały kolejne
dni, ponieważ zawsze było, co robić. Nie nudziliśmy się, a to najważniejsze.

Sylwester zaczął się o 22.30 w
parafii, modlitwą o pokój na Świecie, po niej przemarsz do wielkiej hali, gdzie
czekało na nas wielkie przyjęcie.

Najpierw na dużym ekranie
wyświetlane były przeróżne zdjęcia z naszego kościoła a także ze spotkań, było
dużo śmiechu i radości, później każdy każdemu składał noworoczne życzenia.
Kulminacyjnym momentem zabawy było tzw. Święto Narodów, gdzie każdy kraj
przygotował proste zabawy dla wszystkich. I tak się bawiliśmy do ok. 2.00. Na
Zkończenie była wielka dyskoteka. Oczywiście w czasie zabawy towarzyszyły nam
niektóre rodzinki, które nas przyjęły, a także szwedzki stół z różnymi
smakołykami i napojami bezalkoholowymi. Całość zakończyła się o 3.00 nad ranem,
oczywiście nasza rodzinka zabrała nas do domku. Ta noc była bardzo krótka,
ponieważ spaliśmy do 9.00. Na 11.00 pojechaliśmy do parafii na ostatnią
modlitwę. Po niej, gospodarze, u których mieszkaliśmy przygotowali uroczysty
obiad, składający się z dwóch części. Przy obiedzie obdarowaliśmy ich
prezentami, które przywieźliśmy z Polski, ku naszemu zdziwieniu, oni też
obdarowali nas drobnymi upominkami.

Pobyt w Lizbonie, na Europejskim
Spotkaniu Młodych nie ograniczał się tylko do uczestnictwa w wielu, bardzo
różnorodnych spotkaniach popołudniowych, ale także był czas na zwiedzanie
miasta. Oczywiście nie było to najważniejsze, ale jak tylko było troszkę czasu –
korzystaliśmy z tego. Ja osobiście za dużo nie zobaczyłam, ponieważ praca
pochłaniała wiele czasu, a także dojazdy na tereny hal, gdzie odbywały się
niektóre popołudniowe i wieczorne modlitwy.

W Lizbonie zobaczyłam troszkę
starego miasta, katedrę – gdzie byłam na koncercie, oceanarium, tereny hal (20
km kwadratowych), najdłuższy most w Europie (14 km), statuę Chrystusa (podobną
do tej, która jest w Rio de Janeiro), a z niej przepiękny widok na Lizbonę,
która położona jest na siedmiu wzgórzach. Towarzyszyła mi w tym moja kamera,
więc to, co zobaczyłam tam, mogę sobie oglądać we własnym domu, tutaj, w Polsce.

Podczas całego pobytu w Lizbonie
odczułam ze strony Portugalczyków dużo ciepła i sympatii na każdym kroku, jestem
pewna, że nie tylko ja, ale wszyscy uczestnicy Taize też to odczuli.

Powrót do Polski także był
bardzo urozmaicony, ponieważ zwiedziliśmy Fatimę, gdzie była Msza Święta dla
Polaków, ośmiogodzinny postój w Madrycie, nocleg i zabawa we Francji.

Myślę, że ten wyjazd na Taize do
Lizbony pozostanie bardzo długo w mej pamięci jak i u innych uczestników tego
spotkania, spowodowane jest to tym, że nigdzie indziej na Europejskim Spotkaniu
Młodych Taize, a byłam już 6-ty raz, nie spotkałam się z tak wspaniałą
organizacją, życzliwością i serdecznością gospodarzy, jaka była tu, w
Portugalii.

 

Tymoteusz-ka (Karolina) –
Tomaszów Maz.