„Over the limit” Seans z cyklu Kultura Dostępna 02.05.2019

906

Dokumenty rzadko pojawiają się w kinach, funkcjonują w równoległym, zamkniętym obiegu festiwalowym, albo w telewizji, ale „Over the limit” Marty Prus nie jest zwykłym dokumentem, a kariera tego filmu jest bardzo zasłużona.

Bohaterką „Over the limit” jest młoda gimnastyczka artystyczna, Margarita Mamun, przygotowująca się właśnie do najważniejszego występu – olimpiady w Rio de Janeiro. Reżyserka na przykładzie gimnastyki artystycznej – jednego z narodowych sportów w Rosji, jak niegdyś Holland czy Falk w kinie moralnego niepokoju, metodą pars pro toto pokazuje mechanizmy zniewolenia i terroru, nawet jeżeli byłoby to zniewolenie pozornie w dobrej sprawie, a terror nie miał znamion więzienia.

Margaricie Mamun przyglądamy się tak dokładnie jak jest to tylko możliwe. Zdjęcia autorstwa Adama Suzina (zapamiętajmy koniecznie to nazwisko) przybliżają nam Mamun niemal detalicznie. Widzimy jej twarz, a na tej twarzy wypisane nadzieje, ambicje, ale także bezradność, chwilami także złość. Nawet jeżeli bohaterka milczy, czujemy co chce nam przekazać. Marta Prus wybrała bowiem najlepsze rozwiązanie z możliwych. Nie ma w jej filmie  pointy, wyjaśniających komentarzy z offu, subiektywnej oceny. Reżyserka pozostawia ją widzowi. Dzięki temu ten subtelny film można oglądać z różnych perspektyw odbiorczych. Dla części widzów to po prostu pasjonujący dokument sportowy. Inni zobaczą w nim analogie z polityką, z historią, wadliwą współczesnością.

Na pewno gimnastyka artystyczna – elegancki sport, sport dającego rozkosz oglądającym, jest dla autorki dokumentu jedynie modelem zachowań przekraczających przestrzeń samego sportu. Oglądając „Over the limit” pomyślałem przede wszystkim o cenie wybujałych ambicji, ale i o cenie za sukces. W sporcie czy w życiu…

Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Rita raczej nie wróci do gimnastyki artystycznej, może będzie miała zwyczajne dobre życie, udane dzieci, satysfakcjonującą pracę – szczerze jej tego życzę. Niemniej lata terroru sportowego u boku okrutnej i charyzmatycznej trenerki, Iriny Viner, zostaną w niej na zawsze jako najtrudniejszy, ale przypuszczalnie także najpiękniejszy czas w życiu. To właśnie paradoks ludzkiej egzystencji o którym rozpisują się filozofowie. Jak nauczał Epikur: „wtedy tylko odczuwamy potrzebę przyjemności, gdy z jej braku doznajemy bólu”. Młodą gimnastyczkę bolała przyjemność. To był ból bez mała fizyczny, ale zrobił z niej sportowca, zrobił człowieka. Cena sukcesu jest ceną porażki…

Łukasz Maciejewski