„Underdog” Seans z cyklu Kultura Dostępna 25.04.2019

846

„Underdog” to film w jakimś sensie przełomowy. Nie mamy wielkich sukcesów w kategorii filmów o sporcie, perełki w rodzaju „Arii dla atlety” czy „Piłkarskiego pokera” są wyjątkami potwierdzającymi regułę, że ze sportem polskim filmowcom niekoniecznie było do twarzy. Poza tym, jeżeli już rodzimi reżyserzy sięgali po sportowe gatunki, były to najczęściej piłka nożna (niedawne „Gwiazdy” Jana Kidawy Błońskiego), lub, powiedzmy żużel (wciąż czekamy na przygotowywaną od kilku lat tajemniczą fabułę Doroty Kędzierzawskiej zatytułowaną właśnie „Żużel”). Tymczasem „Underdog” sprytnie, ale i z impetem wchodzi w rzeczywistość sportów, które do tej pory traktowane były po macoszemu. Po „niewinnym” boksie – czas na zawody MMA. Komercyjny sukces „Underdoga” świadczy o tym, że w tym szaleństwie była metoda. To się sprawdziło.

W MMA wszystko wydaje się podkreślone, przesadzone, przekombinowane. Tego wymagają czasy social mediów, Instagrama, shows na żywo. Tradycyjny boks wydaje się przez porównanie sportem dla grzecznych chłopców z dobrych rodzin. W MMA nie może być grzecznie, musi być groźnie. I dlatego nie ma wielkiego sensu zestawiać tego filmu z innymi polskimi tytułami bokserskimi – od legendarnego „Boksera” Juliana Dziedziny z Danielem Olbrychskim z 1967 roku, po „Moją krew” Marcina Wrony. Z tym ostatnim tytułem „Underdoga” łączy wprawdzie odtwórca głównej roli, charyzmatyczny Eryk Lubos, ale nic więcej. Reżyser filmu, Maciej Kawulski zna się dobrze na rzeczy, jest przecież jednym z założycieli federacji KSW, na branży zna się zatem jak mało kto. I to w filmie zdecydowanie widać. Myślę nie tylko o dobrze zainscenizowanych scenach samych zawodów, ale także konstrukcji scenariuszowej. To autentyk, nie podróbka. „Underdog” zgrabnie wpisuje się w konwencję amerykańskiego kina sportowego z „Rockym” i „Creedem” na czele. Wprawdzie sam schemat obsadzenia Lubosa w roli upadłego gwiazdora który z wolna odbudowuje nadwyrężoną reputację i zestawienie aktora z Mamedem Chalidowem, od początku wydaje się dosyć oczywisty, podobnie jak ustawienie sił obu rywali, ale jednak – może przede wszystkim dzięki talentowi Lubosa – udaje się twórcom w sparingu osobowości aktorskich ze sportową, wygrać coś naturalnego i prawdziwego. Runda niezłego kina.

Łukasz Maciejewski